Doskonały aktor, co tu więcej mówić
De Niro zawsze kojarzy mi się z jakimś brutalnym bandziorem i ciężko ogląda się z nim film gdzie gra jakąś bardzo pozytywną postać. Al jest super.
Coś w tym jest. Pacino bez wątpienia ma więcej uroku i jest bardziej autentyczny w swoich rolach - niezwykle naturalny.
Od lat 90 Al zaczął grać określony typ postaci (wybuchowy, ekstrawertyczny), ale w latach 70 był kameleonem nie mniejszym niż Bob.
Tyn typ wybuchowy, ekstrawertyczny w jego filmach mi się podoba, ale Bob w 90 (nie licząc Goodfellas, Kasyna i może Gorączki) to już lipa straszna. Za to w 70 zawsze uważałem De Niro za bardziej wszechstronnego niż Al, no ale rola Michaela Corleone jest po prostu nie do pobicia.
Ja też to lubię u Pacino. Wprawdzie Al nigdy nie przechodził dużych transformacji fizycznych jak De Niro (choćby Raging Bull), ale także potrafił zagrać całkowicie różnorodne postaci rok po roku, rola po roli. Mam wrażenie, że to wychodziło u niego od środka tzn. Bob musiał często najpierw dokonać jakiś zmian fizycznych (przytycie) lub poprzebywać w środowisku granego bohatera (na Sycylii do roli Vito, jako taksówkarz do Travisa) i dopiero wtedy dodawał głębię psychologiczną, a u Pacino mamy to od razu. Jakby naturalniej. No i także kreacje Michaela Corleone z II - zimnego, wyrachowanego, zamkniętego w sobie bossa mafii oraz Sonny'ego Wortzika z Pieskiego - zagubionego, nerwowego biseksualisty były zagrane rok po roku całkowicie odmiennym sposobem i na najwyższym poziomie.
Ostatnie zdanie co to za argument. Mowa tu o najlepszych aktorach w historii kina więc to oczywiste. To też nie wynika z ich widzimisię tylko ze scenariusza i poleceń reżysera. Pacino - Sonny i Micheal, De Niro - Leonard "Przebudzenia" i Jimmy "Chłopcy z Ferajny" obie role w tym samym roku. Tutaj De Niro wydaje mi się bardziej wszechstronny.
Obu uwielbiam, ale nie widzę by jeden był bardziej wszechstronny od drugiego. Jednemu pasują bardziej takie role drugiemu inne. Choć przyznam szczerze, że jeszcze nie obejrzałem żadnej komedii z Pacino, polecacie coś?
Strach na wróble z 1973r. Choć zdecydowanie nie jest to komedia to gra Pacino w paru momentach nieźle mnie rozśmieszyła. Są jeszcze Jack i Jill, ale to chłam totalny i Zawodowcy, których nie miałem okazji obejrzeć.
A mnie zawsze Pacino wydawał się takim wyrafinowanym sukinkotem. De Niro chyba jednak jest bardziej wszechstronny, Król komedii, Ojciec chrzestny II, Taksówkarz, Wściekły Byk, itp. Fakt, że od lat powtarza się niemiłosiernie, ale to chyba taka przypadłość wielkich aktorów, bo o Pacino nie można nie powiedzieć tego samego.
Ojej, please... zaraz gardzę... nie znamy ich osobiście, to tylko aktorzy, nikogo raczej nie zabili więc dlaczego od razu takie dziwne słowa? Można lubić lub nie lubić ale... gardzić???
Widzę że nie jestem jedynym który również woli Ala Pacino nie mniej jednak obaj są stawiani u mnie wyżej niż Jezus .
Również wolę Pacino. De Niro to dobry aktor ale nigdy nie należał do moich ulubieńców.
Pacino uniwersalny? Jak dla mnie jego główną wadą jest właśnie to, że stanowczo za często (nie mówię, że zawsze) gra tą samą rolę.
Mistrzem w odgrywaniu tej samej postaci jest właśnie De Niro. I ta wiecznie wykrzywiona gęba. Pacino zawsze był, jest i będzie od niego lepszy. Pod każdym względem.
Zgadza się Al Pacino jest zdecydowanie bardziej wszechstronny,poza tym budzi wiekszą sympatie.Dla mnie jego rola w Bezsenności nie do podrobienia
Bo tak mu dają:), Tak samo jak Willisowi czy DeFunesowi - sprawdzili się w swoich rolach, to po co zmieniać im emploi?:)
Robert de Niro nadaje sie i do sensacji i do komedii ,Al tylko do sensacji w komedii. jest za sztywny jak dla mnie.
W sumie moze nie ostatnia wybitna, z tym poplynalem, ale w tamtym czasie byl bodajze u szczytu formy.
Oczywiście, rola świetna, tylko chodzi mi o to, że ogólnie biorąc Al miał więcej szans na pokazanie wszechstronności