To prawda. Powiedziałbym nawet, że Jet w roli małomównego zabójcy momentami wyrasta na najlepszy czarny charakter serii. Do dziś pamiętam swoje odczucia z pierwszego seansu, kiedy pod koniec filmu Gibson/Glover musieli stoczyć z nim pojedynek, choć tak naprawdę tego nie chcieli... Jeden miał zostać ojcem, drugi dziadkiem. Sam ten kontekst dla 13 latka, który kibicuje tym bohaterom wydawał się przejmujący i angażujący.
W ogóle to cudowna seria, której nawet słabsza część trzecia trzyma wysoki poziom, nie osiągalny dla współczesnych filmów sensacyjnych.