To obraz, który nie pozostawia suchej nitki na rzeczywistości – tak okrutnej i tak trapiącej, że pozostaje tylko bierna niemożność działania, natłok myśli lub ich zastój, który finalnie powoduje
To obraz, który nie pozostawia suchej nitki na rzeczywistości – tak okrutnej i tak trapiącej, że pozostaje tylko bierna niemożność działania, natłok myśli lub ich zastój, który finalnie powoduje paraliż umysłu i skrajność emocji. W filmie nie odnajdziemy krzty fajerwerków, głośnych salowych braw czy salwy śmiechów, które mogłyby jakoby dać nadzieję - nadzieję na cokolwiek. "Biutiful" to cios w czuły punkt świata, niezadane pytania i niepostawione odpowiedzi. To także przykra prawda o tym, co na co dzień zagaszane i omijane przez nas, a niewymownie ważne. Iñárritu na wejściu daje mocno w twarz, ale niech tak pozostanie. Samotność zagrzewa tu miejsce na długi czas, a w tym wypadku warto z nią pobyć choć trochę.
Bohaterem tej smutnej i szczerej opowieści jest Uxbal – ojciec, brat, przyjaciel, który zdążył już osiągnąć apogeum samotności, która chcąc nie chcąc, jest sposobem na życie, gdyż świat w tej szarej formie jest nie do przyjęcia. Zdaje on sobie sprawę, że nic nie jest już go w stanie zdziwić, a bezradność to gwóźdź do trumny. Uxbal stara się jak może: troska o dzieci, walka z chorobą to tylko niektóre pozycje z jego prób i poświęceń. Wie, że oszukiwanie się to stały punkt naszego przemijania, ale nie mając na to lekarstwa i rady, trwa w tym mimo wielu trudności i przeciwności losu. Chwyta się brzytwy na każdym kroku, bo nie wierzy w pozorne Eldorado, a handel narkotykami i przekręty wszelakie wydają się być dopełnieniem wobec całości fatum.
Brutalna i smutna Hiszpania, znakomity Javier Bardem oraz klimat ulotności, pewnej tajemniczości czy przemijania bez celu tworzą z filmu Alejandro González Iñárritu – dla mnie artysty totalnego – wybitny film. To coś więcej niż kino, coś więcej niż szczera rozmowa z przyjacielem - to wszystko z racji niebywałego wydźwięku tej produkcji, która niesie za sobą ogrom przesłań i wzruszeń - tak osobistych jak tylko pozwolimy.
Mimo wszystko "Biutiful" umieściłbym w worku z napisem "osobiste", gdyż zdaję sobie sprawę, że nie każdy jest w stanie znieść/przetrwać/przeboleć ponad 2 godziny górnolotnych i skrajnych emocji ekranowych takich jak ciągły smutek, któremu zresztą towarzyszy często płacz. To z całą pewnością mocno dołująca pozycja, lecz warta uwagi – w tym filmie zatrzyma się czas dla Ciebie.